Relacja z Muchowych Zawodów na wodzie stojącej II memoriał Wojciecha Wąsa - Bagry 2013

ZIMNA MUCHA NA BAGRACH

Powiadom znajomego:

 

Okręgowy Kapitanat Sportowy przy Zarządzie Okręgowym PZW Kraków zorganizował towarzyskie, drugie już w historii, Muchowe Mistrzostwa Krakowa na wodzie stojącej – i jednocześnie memoriał Wojciecha Wąsa. Jest to inicjatywa zasługująca na wszechstronne wsparcie, bowiem kadra krakowskich muszkarzy nie dysponuje zbyt szerokim folderem wód, a w szczególności wód stojących. Miejscem rywalizacji uczyniono krakowskie Bagry, które na ten czas, tj. 23.11.2013 r. uczyniono wodą górską, a w szczególności amerykańską, bo gościnną dla pstrąga tęczowego.

Truizmem jest twierdzenie, że muszkarze, to dziwna wędkarska nacja, elita nadwodna, jakby już z drugiej połowy XXI wieku. Są jednak na tę tezę dowody. Przede wszystkim nikt się nie spieszył i nikt niczym nie był zaskoczony. Wszystko to, co się działo, było dla muszkarzy normalne i bezdyskusyjne. Nie było opozycji, chociaż pożywka została wyłożona.

Na miejsce zbiórki wyznaczono plażę przy kładce, które szybko zamieniono na parking przy klasztorze. Jednak o umówionej godzinie w tym miejscu stawiło się jedynie 4 muszkarzy , a dobrą stroną tego stawiennictwa było zwrócenie uwagi kłusującym po przeciwnej stronie, że naruszają zakaz łowienia i zapewnienie w ten sposób bezpieczeństwa oczkującym pstrągom. W tym czasie miejscem zbiórki była już zabrudzona trawka przy ul. Kaczej. Okazało się, że nie na długo. Gdy w pełni rozwinął swe biuro w samochodzie Szef interesu, niezastąpiony kol. Zdzisław Opach, a muszkarze porozkładali i oparli na drzewach swoje muchówki i ochoczo wstępowali do kuchni zawodów po motywację i jednocześnie rozkręcała się giełda pomysłów, na co łowić wraz z prezentacją dużych pudełek z kolorową zawartością, pojawiła się miejscowa mucha blondynka i lewitując ponad poziomem zrozumienia idei wędkarstwa, ale na poziomie zielonej trawy, chociaż mocno przybrudzonej, zagroziła wezwaniem Straży Miejskiej. Oczywiście racja leżała po stronie muszkarzy, ale nie było już czasu na jej dowodzenie i dlatego szybko wdrożono ewakuację na parking w okolicy znaku, w dowolnym tłumaczeniu - zakaz ruchu pojazdów do wody. Tu zapolowano do pamiątkowego zdjęcia, powiązano ostanie puchowce i glajchy oraz rozlosowano stanowiska. Wyznaczono je od przystani HORN w prawo, z wyłączeniem pomostu.

Zawody rozpoczęto o godz. 10.00. Dla muszkarzy rywalizacja jest przyjemnością, a nie obowiązkiem. Toteż, gdy kandydaci na mistrzów czuli już zimno w nogach i zmęczenie ręki, inni – stare wygi – dopiero niespiesznie udawali się na wylosowane stanowisko. Czasami zatrzymywali się, żeby porozmawiać jak mistrz z mistrzem, w czym przodowali koledzy Andrzej Zasadzki i Stanisław Kisielewski. Dla niewtajemniczonych trzeba zasygnalizować, że kol. Andrzej Zasadzki, to wielokrotny członek muchowej kadry Polski, a Stanisław Kisielewski był w wędkarstwie rzutowym Mistrzem Świata w 1966 r. i Wicemistrzem Świata w 1963 r.

Na potrzeby zawodów brzegi Bagrów nie uległy zmianie. Za zezwoleniem pstrągów stanowiska muszkarzy były trudne, a czasami skrajnie trudne. Trafiało się pomiędzy trzcinami, że co ruch, to zaczep. Co ciekawe, można było te warunki jedynie zobaczyć, a nie usłyszeć. Nikt się nie skarżył. Zawodnicy radzili sobie rewelacyjnie. Jako niefachowiec stawiam tezę, że warto było być nad wodą jedynie dla oglądania przepięknie wykonywanych rzutów muchą. Ryby jedynie wzbogacają piękno zawodów. Można było podziwiać sam fakt wykonania rzutu w prześwicie pomiędzy trzcinami, długość rzutu muchą na odległość aż do ok. 20 metrów, jakby komputerowo wykreowane tory lotu sznura muchowego i przyponu kładzionego na wodzie z lekkością baletnicy, majestatycznie tonące muchy i prowokujące do brania wolne szarpnięcia puchowców. To była godna nagrody Nobla poezja krakowskiego wędkarstwa muchowego. Niezapomnianych, finezyjnych wrażeń dostarczali obserwatorom koledzy:

 

Krzysztof Czapski, Zdzisław Opach, Łukasz Ostafin, Paweł Bojanowski, Krystian Białoń, Andrzej Zasadzki, Czesław Kralka, Mieczysław Tylek, Maciej Rudzik, Marcin Słomka, Mirosław Czajka, Krzysztof Wrona, Maciej Kierzek, Piotr Gybej i Zbigniew Zasadzki.

 

Ryby nie brały, a pstrągi nawet nie oczkowały. Mimo ewidentnego braku współpracy ze strony ryb, sportowy zadzior nie opuszczał zawodników. Po 40 minutach każdy ochoczo przesunął się o trzy stanowiska i zaczynał z nową nadzieją. Ponownie sznury pomknęły do przodu transportując puchowce na spotkanie z okazałymi pstrągami i ponownie streamery i puchowce okazały się niełowne. Po kolejnych 40 minutach bezbrania i bezrybia, co dociekliwsi ustalili, że w czasie poprzedzającego zawody zarybiania wszystkie pstrągi były wpuszczane do wody z głową skierowaną w prawo i dlatego w czasie zawodów zgromadziły się one poza polem łowienia, a mianowicie na prawo, w zatoce przy parkingu koło klasztoru. Gdy sentencja tej informacji dotarła do sędziego, natychmiast ogłoszona została formuła OPEN i każdy muszkarz pomknął tam, gdzie widział swoją szansę. Okazało się, że najbardziej zjadliwe muchy używał klan Zasadzkich, bowiem wykonując bardzo dalekie rzuty Zbigniew Zasadzki czterokrotnie podbierał tęczaki, a Andrzej Zasadzki czynił to jeden raz. Pozostali zawodnicy łowili inne ryby, ale o klasyfikacji decydowały pstrągi. Dlatego Muchowym Mistrzem Krakowa w łowieniu pstrągów na wodzie stojącej w 2013 r. został

 

Kol. Zbigniew Zasadzki

 

a Wicemistrzem Krakowa kol. Andrzej Zasadzki.

 

Dla celów statystycznych jedynie podaję, że pogromcą największego, pełnowymiarowego szczupaka, skuszonego muchą, był. Kol. Łukasz Ostafin, a szczupaka przedszkolaka – kol. Paweł Bojanowski, zaś łowcą singlowego okonia był kol. Marcin Słomka.

Holowanie ryb i wręczenie pucharów Mistrzom następowało w sposób niesygnalizowany i dlatego nie poddało się dokumentacji fotograficznej. Zawody w nieustannej, sympatycznej atmosferze zakończono obiadem spożytym w rewolucyjnym przekonaniu, że w przyszłym roku będzie znacznie więcej pstrągów. Wodom Cześć!

R.D.